Protesty przed hotelem w Ballymun w Dublinie, gdzie przebywa 221 osób oczekujących na status uchodźcy, w tym dziewięcioro dzieci, spotkały się ze zdecydowanym potępieniem ze strony irlandzkiego rządu. Minister mieszkalnictwa Darragh O’Brien określił demonstracje jako „bardzo niepokojące” i stwierdził, że demonstranci nie mają prawa do „zastraszania” ludzi. Departament Integracji, kierowany przez Roderica O’Gormana, również potępił protesty, stwierdzając, że „społeczności w całej Irlandii okazały wielką solidarność i powitanie dla tych, którzy przybywają tu w poszukiwaniu schronienia”.
Lord Mayor of Dublin Caroline Conroy wyraziła obawy, że w protestach biorą udział członkowie „skrajnej prawicy” i określiła wydarzenia jako „żenujące” i „denerwujące”. Conroy stwierdziła, że na demonstracjach było „wiele osób, które nie były z Ballymun”, a protestujący rozdawali ulotki w okolicy. Irish Mirror donosi również, że autobusy musiały zostać przekierowane z Ballymun w poniedziałek wieczorem z powodu drugiego protestu.
Protesty w Ballymun są następstwem podobnych demonstracji w Drimnagh i na East Wall w Dublinie w zeszłym miesiącu. W obu przypadkach protestujący obrali sobie za cel zakwaterowanie osób ubiegających się o przyznanie statusu uchodźcy. Wydarzenia te wzbudziły obawy o obecność w Irlandii „małej grupy skrajnie prawicowych aktywistów”, do czego O’Gorman przyznał się w niedawnym wywiadzie dla Irish Mirror.
Współprzewodnicząca socjaldemokratów Roisin Shortall napisała do biura O’Gormana, prosząc go o udział w spotkaniu w tej sprawie w tym tygodniu. Lokalna TD Shortall określiła protesty jako „brzydkie i agresywne” i podkreśliła, że nie reprezentują one poglądów większości ludzi mieszkających w okolicy.